czwartek, 30 lipca 2015

Makijaż - Summer Sunset

Witam,

Dawno nie było na blogu makijażu step-by-step. Postanowiłam nadrobić troszkę ten brak i dziś na blogu makijaż nieco wakacyjny.

Chciałam również wytłumacz Wam dlaczego ostatnimi czasy nie ma tak wielu postów z makijażami. Nie chce żebyście odebrały to jako wymówkę, ale ciągle jestem w fazie testowania nowego aparatu i ustawień i co zrobię jakiś makijaż i zdjęcie zawsze coś jest nie tak. Nie jestem zadowolona z efektów, to zajmuje mi więcej czasu niż myślałam. Zdjęcie poniżej jest zrobione nowa zabawka, dajcie znać co na ten temat myślicie, bo ja nadal uważam że za dużo tu koloru żółtego i coś nadal mi nie pasuje.



Makijaż na górnej powiece jest połączeniem bardzo ciepłego brązu i złota. Na dolnej powiece główną rolę grają pigmenty Inglot'a. To połączenie pięknego habrowego pigmentu nr 72 oraz 114 z ostatniej kolekcji Star Dust. Wewnętrzny kącik to również pigment Inglot Nr 115 oraz Inglot 111

O tych pigmentach oraz ich Swatch'ach poczytacie TUTAJ

A teraz zaczynamy...


1. Brwi zaznaczyłam pomadą Anastasia Beverly Hills w odcieniu Dark Brown oraz ujarzmiłam je żelem do brwi Makeup Revolution w odcieniu Fairest. Pod sam łuk brwiowy naniosłam matowy cień w kolorze śmietankowym. Recenzję obydwu produktów znajdziecie TUTAJ i TUTAJ



2. Na zewnętrzny kącik nanoszę bardzo ciepły matowy odcień brązu ( w moim przypadku MUG Cocoa Bear ) i rozcieram go kierując się do wewnątrz. Ten sam cień nanoszę również na zewnętrzny kącik dolnej powieki do mniej więcej 2/3 jej długości.


3. Na środek powieki nanoszę złoto-miedziany cień Inglot 405 delikatnie go wklepując. A górne granice cieni rozcieram pastelowa brzoskwinia MUG Peach Smoothie, tak aby kolory delikatnie się przenikały i tworzyły spójne granice.


4. Maluje kreskę żelowym ciemno turkusowym eyelinerem - Zoeva After Hours ( recenzja TUTAJ


5. Na dolną powiekę nakładam od 2/3 piękny chabrowy sypki cień Inglot #72, następnie Inglot #114. Wewnętrzny kącik to kombinacja Pigmentu Inglot #115 oraz #111 który nanoszę również delikatnie na wewnętrzną cześć górnej powieki.


6. Podkręcam rzęsy, tuszuje i doklejam sztuczne. Dolne natomiast tuszuje intensywnie kobaltowym tuszem Bourjois, a linie wodna pokrywam cielista kredka.





Makijaż oka gotowy. Wszystkie zdjęcia stepów robiłam jeszcze starym aparatem.


Poniżej fotka produktów oraz ich lista.


  • Podkład Revlon Colorstay - Buff
  • Kolektor Lasting Perfection Collection 2000 - 1 Fair
  • Żelowy Eyeliner - Zoeva - After Hours
  • Pomada do brwi - Anastasia Beverly Hills - Dipbrow Pomada - Dark Brown
  • Żel do brwi - Makeup Revolution - I Tint My Brows - Fairest
  • Sypki cień Inglot #72, #114, #115 i #111
  • Tusz Bourjois 
  • Cienie Makeup Geek - Peach Smothie, Cocoa Bear
  • Cień Inglot 405
  • Rzęsy Ardell - Demi Wispies
  • Tusz Benefit - Roller Lash
  • Cielista Kredka My Secret 
I jeszcze zbliżenie na pigmenty, muszę Wam powiedzieć, że pigmenty Inglot'a są moimi ukochanymi i nie wiem co musiałoby się stać żebym zmieniła zdanie :)

Dajcie znać, które zdjęcia Wam się podobają bardziej i może podpowiecie mi co mogłabym zmienić czy udoskonalić w moich ustawieniach

Ten jak również i inne moje makijaże możecie znaleźć na stronie Makeup Geek. Jeśli się Wam podoba, uśmiecham się o klikniecie na serduszko. Link znajdziecie poniżej :)


Tymczasem do nastepnego...

Dominika

wtorek, 14 lipca 2015

Recenzja: Zoeva - Eyeliner w kremie

Witam Dziewczyny,

Jakiś czas temu zakupiłam sobie na stronie Love Makeup (link znajdziecie TUTAJ) dwa kolorowe żelowe eyelinery od Zoevy.


Nie są to eyelinery standardowe czyli czarny i brązowy, tylko tym razem postawiłam na coś bardziej kolorowego. W moje łapki wpadły metaliczne odcienie głębokiego burgundu - Magic Moment oraz pięknego morskiego - After Hours.

Zamówiłam z czystej ciekawości i kolory bardzo mi się spodobały.

Eyelinery przychodzą do nas w całkiem sporym bo aż 3.7g matowym szklanym słoiczku i ich żywotność to jak zazwyczaj w przypadku eyelinerów czy produktów do brwi 6 miesięcy od daty pierwszego otwarcia.  


Ich konsystencja jest całkiem fajna, miękka ale chyba jak dla mnie troszkę za miękka. Przy nie umiejętnym nabieraniu produktu na pędzel możemy wziąć za dużo. Zdecydowanie lepsza byłaby tutaj konsystencja taka jak eyelinerów Maybelline Lasting Drama ( który jest moim ulubionym ) - bardziej masełkowata, ale właśnie niezbyt miękka.



Jeśli chodzi o cenę również jest bardzo przystępna, porównywalna do żelowych linerów z Maybelline czy L'Oreal. Ja za swoje zapłaciłam £6,95 każdy. 

Zoeva ma w swojej ofercie 4 odcienie. Jeden z nich to klasyczny czarny natomiast trzy pozostałe są metaliczne. Burgund, morski oraz stare złoto. Jak wcześniej wspomniałam ja posiadam burgund oraz morski, ale pokuszę się również na ten odcień złota.

Magic Moment to metaliczny burgund, którego zbliżenie oraz to jak wygląda na oku możecie zobaczyć poniżej.



After Hours to natomiast piękny ciemny turkus, który bardzo fajnie urozmaici codzienny makijaż. Ostatnio stosuje go dość często w moich dziennych makijaży. 



Reasumując jestem zadowolona z tych eyelinerów i zdecydowanie sięgnę po kolejne, jeśli rozszerza swoja ofertę. Cena jest przystępna, gramatura również spora - czego chcieć więcej.

Dajcie znać czy miałyście już linery od Zoevy czy tez zachęciłam Was do zakupu?

Tym czasem do następnego...

Dominika

niedziela, 12 lipca 2015

Simple Kind to Skin+ - krem nawilżający z SPF 30

Witam, 

Dziś mam dla Was kolejną recenzje, tym razem produktu pielęgnacyjnego. Jakiś czas temu zmieniłam nieco moją pielęgnację skóry twarzy i potrzebowałam kremu, który byłby dobrze nawilżający, sprawdzał się pod makijaż oraz bardzo ważne miał filtr UVA i UVB.


Moja skóra jest skórą mieszaną idącą w kierunku suchej, więc zdecydowanie potrzebuje czegoś co dobrze by ją nawilżyło i odżywiło. A ponieważ ostatnio moja pielęgnacja opiera się bardziej na kwasach potrzebowałam więc czegoś co będzie miało w sobie SPF możliwie jak najwyższy.


Udałam się do Boots'a w poszukiwaniu odpowiedniego kremu, hm... niestety większość kremów posiada filtr, ale tylko SPF20, natomiast te które mają większy faktor są już z wyższej półki i kosztują zdecydowanie więcej. Nie zrozumcie mnie źle, ale jeśli jest możliwość znalezienia czegoś co jest dobre a nie kosztuje majątku to czemu miałabym nie skorzystać. Nie chciałabym się zawieść płacąc krocie i po jednym użyciu być na coś uczulona albo żeby mnie wysypało.

Tak czy siak przeglądając półki w Boots'e natknęłam się na firmę Simple i znalazłam krem, który wstępnie spełniał wszystkie moje oczekiwania. Jest to krem Simple Kind to Skin + Protecting Moisture Cream SPF 30 UVA/UVB.


Miał najwyższy filtr z możliwych dostępnych w tańszych kremach, był nawilżający i kosztował mnie zaledwie £5. Na początku byłam sceptycznie do niego nastawiona, ale i tak postanowiłam dać mu szansę. Zdecydowanie był to najlepszy zakup jaki mogłam zrobić. Bardzo dobrze nawilża, nawet w momencie  kiedy stosuję lekkie płatki nasączone kwasami. Rano nałożony na świeżo umytą skórę daje wrażenie bardzo dobrze nawilżonej. Nie posiada żadnego zapachu i jest przeznaczony do skóry wrażliwej co również jest plusem.



Konsystencja jest przyjemna, całkiem treściwa, ale mimo wszystko lekka i bardzo dobrze się aplikuje i co najważniejsze nie pozostawia białego filmu, który przebijałby przez makijaż. Bardzo szybko się wchłania i pozostawia skórę aksamitną i miłą w dotyku.


Posiada bardzo wygodną pompkę do aplikacji, która połączona jest z tłokiem, dzięki temu mamy pewność, że cały produkt zostanie wykorzystany i nic się nie zmarnuje. 

Muszę przyznać, że nie spodziewałam się takich efektów po kremie za £5. Jest naprawdę bardzo dobry i jeśli tylko szukacie czegoś co będzie dobrze nawilżało, miało filtry przeciwsłoneczne i było naprawdę w przystępnej cenie to jest to strzał w 10!

Serdecznie Wam polecam.

Dajcie znać czy miałyście którykolwiek z produktów marki Simple i jak się u Was sprawdził, tymczasem do następnego...

Dominika

sobota, 4 lipca 2015

Recenzja: Sugarpill - pure pigments

Witam,

Dziś bardzo szybciutka recenzja kilku pigmentów z Sugarpill. Nie mam ich wiele, bo zaledwie 5 ale myślę, że jeśli tylko macie możliwość ich kupienia to z całą pewnością zasługują na waszą uwagę.


Są to pigmenty bardzo drobno zmielone, posiadające dość ciekawe kolory, choć moimi zdecydowanymi faworytami i tak pozostają pigmenty Inglota, których recenzje i swatche możecie znaleźć TUTAJ oraz TUTAJ

Pigmenty Sugarpill przychodzą do nas w plastikowych słoiczkach o pojemności 4,5g zapakowane w kartonowe pudełeczka, które są bardzo starannie wykonane ( niestety nie posiadam ich już :( ) i wyglądają niezwykle cukierkowo. Ja swoje kupiłam na stronie Love MAke-Up na której kupuje również moje pędzle Zoeva których recenzja jest TUTAJ. Bądź co bądź ze strony jestem bardzo zadowolona bo serwis jaki oferują jest naprawdę na wysokim poziomie, ale nie o stronie dziś mowa tylko o pigmentach.


Od czego by tu zacząć, przyznam szczerze, że pierwsze pigmenty kupiłam w zasadzie pod wpływem impulsu i bardzo pochlebnych recenzji innych blogerek i youtubowiczek. Mój wybór padł na odcień Stella i Tiara. Jako, że sylwester zbliżał się wielkimi krokami a ja potrzebowałam czegoś do stworzenia wieczorowych makijaży, skusiłam się na te kolory. 

W słoiczkach wyglądają wręcz zjawiskowo, nałożone na odpowiednia bazę również pięknie się wybijają, ale mam wrażenie że w pewnej chwili znikają z powieki.


Stella to czarny pigment z drobniutkimi drobinkami różnokolorowymi, które pięknie się mienią w świetle, jednak tak jak wcześniej wspomniałam pigment nałożony na powiekę po dosłownie chwili zniknął i już nie było go widać. Musiałam poratować się holograficznym brokatem aby uzyskać pożądany efekt. Makijaż z użyciem tego pigmentu znajdziecie TUTAJ



Tiara to przepiękny pigment w iście mocno srebrnym kolorze, nałożony na srebrny cień w kremie sprawi, że nie jedna powieka będzie niesamowicie błyszczeć. 

Kolejną partię pigmentów kupiłam stosunkowo niedawno, w związku z tym, że poszukiwałam złotego odcienia, który nie byłby zbyt żółty ani zbyt miedziany, mój wybór padł na Goldilux, Lumi oraz Charmy.

I tak jak te dwa pierwsze czyli Goldilux i Lumi bardzo mi się spodobały tak Charmi totalnie mnie rozczarował. Myślałam, że będzie bardziej brzoskwiniowy i bardziej połyskujący, a tu proszę nie dość że lekko wpada w ceglane odcienie to złote drobinki, które ma w sobie znikają z powieki.


Goldilux jest niesamowicie intensywny, piękny złoty kolor, taki "czysty" złoty, którego brakowało w moich zbiorach, na pewno sprawdzi się do nie jednego makijażu.


Lumi jest dość nietypowy, co prawda na rynku mamy wiele bardzo podobnych pyłków które mienia się czy to na zieleń czy też na błękit, ale ten jest połączeniem tych dwóch kolorów, pyłek wygląda na biały ale po roztarciu i w świetle niesamowicie mieni się na zielono-niebiesko, w bardzo subtelny sposób. 


Charmi to no cóż jak dla mnie porażka, niestety swatche w internecie nieco mnie zmyliły i zaliczyłam wtopę. Te złote drobinki bardzo mi się podobają, ale całość niestety nie bardzo, cóż muszę jeszcze z nim troszkę pokombinować i może uda mi się coś wyczarować.

Wiem, że jest bardzo dużo dziewczyn, które rozpływają się nad pigmentami Sugarpill, ale jak dla mnie nie ma zbyt wielkiego WOW, jasne - nie mogę powiedzieć żeby nie były napigmentowane czy też nie miały ciekawych kolorów, ale szalu nie ma.


Hm... zastanawiałam się jeszcze nad jedną rzeczą, może ja robię coś nie tak, może z nimi trzeba pracować nieco inaczej niż z większością pigmentów. Jeśli macie jakieś sugestie piszcie w komentarzach na dole, z chęcią wypróbuje Wasze sposoby bo chciałabym dać im kolejną szansę i zachwycić się tak  jak reszta użytkowniczek.

Ależ się rozpisałam tym razem :)

Do następnego...

Dominika
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...