poniedziałek, 14 listopada 2016

NeoNail: Lakiery hybrydowe I - swatches

Witam,

W ostatnim poście pisałam Wam o mojej przygodzie z hybrydami i zestawem startowym od NeoNail. Dziś przychodzę z prezentacją pierwszej partii lakierów hybrydowych od NeoNail jakie posiadam.

Niektóre z nich zakupiłam razem z zestawem startowym, a niektóre dokupiłam już później. Jedynym problemem jaki miałam przy zakupie tych lakierów to taki, że nie mogłam zdecydować się na kolor jaki chce kupić a nalepki na lakierach i brak swatch'y na stronie wcale nie pomagały.

W mojej małej kolekcji posiadam już kilka różnych odcieni i mogę Wam powiedzieć, że już zamówiłam kolejne, które przedstawię niebawem w kolejnym poście.


Skupmy się zatem na tym co posiadam :)


Pierwszym kolorem jaki posiadam to przepiękny odcień nude o wdzięcznej nazwie Natural Beauty, jest to idealny odcień nude, który wygląda bardzo pięknie na paznokciach i zdecydowanie będzie pasował idealnie do każdej kreacji.


Kolejny kolor to Light Peach - to jeden z moich ulubionych kolorów. Jest to bardzo ładny jasny brzoskwiniowy z nutką różu. Bardzo ładnie prezentuje się na krótkich paznokciach, ale równie atrakcyjnie będzie wyglądał na długich paznokciach. Planuję sprawdzić jak będzie prezentował się w połączeniu z efektem chromu :)


Pozostając mniej więcej w tej samej tonacji kolejny kolor to Peach Rose - ten kolor to czysta pastelowa brzoskwinia, więc nazwa przyznam szczerze jest bardzo myląca :)


Perfect Milk to bardzo ładny kolor ale muszę przyznać, że tym razem nazwa i kolor jaki został zaprezentowany na stronie zmylił mnie totalnie. Szukałam odcienia delikatnego, mlecznego, pół transparentnego w tonacji bieli a ten kolor mimo tego, że jest bardzo ładny nie jest taki jakiego szukałam. To mleczny kolor w tonacji różowej z nieco większym kryciem niż oczekiwałam.


Kolejnym kolorem jest Summer Mint - to piękny miętowy kolor o bardzo dobrym kryciu. Świetnie sprawdzi się na okres wiosenny i letni. Bardzo ładnie będzie prezentował się w połączeniem z bielą oraz złotem.


I ostatni z kolorów to Lady Ferrari, który dołączony był do zestawu startowego. Kompletnie nie mój odcień czerwieni. Jest to bardzo żywa, jasna czerwień w której ja zdecydowanie się nie odnajduję. Jeśli chodzi o czerwienie, zdecydowanie preferuje ciemne jej tonacje, wręcz wpadające w czerń, głębokie, które perfekcyjnie sprawdzą się na każdą okazję a w okresie jesiennym oraz zimowym będą perfekcyjnym wyborem.

Poniżej chciałam powiedzieć Wam kilka słów dotyczących samych lakierów. Nie mam zbyt wielkiego doświadczenia oraz porównania z innymi markami hybryd bo w swojej szufladzie znajdziecie tylko kilka Semilac, ale jak na mój gust lakiery NeoNail są bardzo dobre.

Mają bardzo dobra pigmentację i świetne krycie. NeoNail oferuje również bardzo dużą różnorodność kolorów oraz wykończeń, zaczynając od pół-transparentnych, kremowych, skończywszy na lakierach z drobinkami czy też magnetycznych, które dają przepiękny efekt na paznokciach.

Producent oferuje dwie pojemności lakierów, 6ml oraz 15ml. Mniejsza pojemność to koszt 27.90zł natomiast 15ml kosztuje 39,00zł.

Gęstość lakierów jest taka w sam raz, nie są za gęste dlatego dość łatwo się je nakłada, nie są również za rzadkie, dzięki czemu nie rozlewają się i nie ma obaw że zaleją nam skórki.

Ciekawą rzeczą jest zapach hybryd, który jest dość specyficzny i przypomina mi zapach farb do malowania. Wiem, że nie jest to może zbyt zachęcający zapach ale szybko się ulatnia i po utwardzeniu zupełnie go nie czuć.

Jak już wspomniałam na samym początku, zamówiłam kilka dodatkowych odcieni i muszę przyznać ze moja "miłość" do hybryd z każdym użyciem się pogłębia.

Dajcie znać jak jest u Was, czy tez połknęłyście bakcyla czy raczej nie?

Do następnego...

Dominika

NeoNail: Zestaw Starter Kit

Witam,

Już od bardzo długiego czasu nie było na moim blogu nic związanego z paznokciami oraz lakierami. Zapewne pamiętacie również moje wcześniejsze posty, w których pisałam o tym, że nie byłam zbytnio zadowolona z hybryd jakie miałam na swoich paznokciach.

Czy coś się zmieniło? Chyba śmiało mogę powiedzieć, że tak. Jakiś czas temu koleżanka zaporoponowała mi że pożyczy mi swój zestaw hybryd, zebym mogła sobie poprobować i może wtedy zmienie zdanie co do ich noszenia, trwalości itp.


Pomyślałam w sumie czemu nie? Nie będe ukrywać że chyba całe wieki zajeło mi bardzo dokładne przygotowanie mojej płytki paznokci, wycięcie skórek wygładzenie płytki a następnie delikatne jej zmatowienie, ale mogę Wam powiedzieć, że sam proces nakładania hybryd sprawił mi ogromną przyjemność. Świadomość tego, że sama jestem to w stanie zrobić, dokładnie tak jak ja chce. Poczułam się wtedy jak w salonie kosmetycznym :)

Tak mi się spodobał sam proces nakładania hybryd, że postanowiłam kupić sobie swój własny zestaw. Zaczełam przeglądać youtube oraz internet w poszukiwaniu wszystkich przydatnych informacji, który zestaw wybrać, jak z jakością lakierów, jakie są dostępne lampy itd.

Ponieważ opinie na temat NeoNail były bardzo przychylne i ogólnie design lampy bardzo mi się spodobał (wiem, że nie powinno być to wyznacznikiem inwestycji) wybrałam ich Starter Kit.

Cały zestaw kosztował mnie 199zl w promocji na stronie NeoNail, którą znajdziecie TUTAJ, dodatkowo zamówiła jeszcze kilka innch kolorów, ale o tym w kolejnym poście.

Co możemy znaleźć w zestawie? Tak naprawdę wszystko co jest niezbędne zarówno do nałożenia, jak również usunięcia lakieru hybrydowego.

Poniżej przedstawiam pełną listę produktów jakie przychodzą do nas w zestawie startowym:

  1. Biała lampa LED 9W,
  2. Baza Hard Base (6ml),
  3. Top Hard Top (6ml),
  4. czerwony lakier Lady Ferrari (6ml),
  5. odtłuszczacz Cleaner (100ml),
  6. płyn do usuwania lakieru hybrydowgo Aceton (100ml),
  7. folie do ściągnięcia lakieru Nail wraps (50 sztuk),
  8. 12 – warstwowe waciki bezpyłowe(250 szt.),
  9. biały blok polerski,
  10. 2 pilniki o gradacji 100/180
  11. oliwka do skórek,
  12. 5 patyczków drewnianych do skórek lub usuwania lakieru hybrydowego

Lampa LED jest bardzo ładna i poręczna o mocy 9W, co w warunkach domowych myślę w zupełności wystarczy. Lampa dostępna jest w dwóch kolorach białym perłowym oraz czarnym. Ja osobiście wybrałam białą. Jedyne do czego mogłabym się przyczepić to jak dla mnie za krótki kabel zasilający. Lampa posiada trzy czasy naświetlania do wyboru. 30, 60 i 90 sekund w zależności jakich lakierów używamy.


Baza jest dość żadka, dlatego najlepiej nabierać jej niewielką ilość na pędzelek i nakładać bardzo ostrożnie bo można niechcący zalać sobie skórki.

Top jest zdecydowanie gęstszy w porównaniu do bazy i nakłada się go nieco ciężej ale już po kilku próbach śmiało można wyrobić w sobie umiejętność nakładania odpowiedniej ilości.


Lakier kolorowy - jeśli chodzi o ten wybór, przyznam szczerze, że w przypadku zestawu startowego kolor mógłby być inny lub kupujący powinien mieć możliwość wyboru dowolnego koloru, bo nie każdemu odpowiada taka czerwień jaka jest w standardzie. Osobiście wolałabym mieć możliwość wyboru.


Odtłuszczacz czyli Cleaner i płyn do usuwania hybryd czyli Aceton zamknięte są w bardzo poręczne buteleczki o pojemności 100ml. Zdecydowanie wystarczą na dobre kilkanaście użyć. Bardzo dużym plusem jest fakt, że Aceton nie śmierdzi jak typowy zmywacz tylko mimo wszystko delikatnie pachnie kwatowo.


Do zestawu dołączone są również bloczek polerski, dwa pilniki o gradacji 100/180 oraz waciki bezpyłkowe w pakiecie 250 sztuk. 


Ostatnim elementem Starter Kit od NeoNail jest oliwka do skórek, która wygląda niezwykle uroczo wraz z tymi wszystkimi maleńkimi kwiatuszkami zatopinymi wewnątrz buteleczki a do tego niesamowicie pachnie. Ja otrzymała oliwkę o zapachu babana, ale ponieważ jestem fanką zapachu frezji i uwielbiam te kwiaty moją kolejną oliwką będzie właśnie ta o zapachu frezji. Wydaje mi się, że oliwki są dołączane przypadkowo bo nie raz wydziałąm na blogach, że dziewczyny otrzymywały inne zapachy.

I tak po krótce prezentuję się cały zesztaw hybrydowy jaki postanowułam sobie kupić. Muszę przyznać, że jak początkowo byłam nastawiona bardzo sceptycznie i pierwsze dwa użycia hybryd nie zachwyciły mnie, tak od kiedy postanowiłam zakładać je sama i poświęcić im nieco wiecej uwagi moja opinia o hybrydach bardzo się zmieniła. 

Jedynym z większych plusów jakie ja osobiście zauważylam była poprawa moich paznokci. Jak wiecie ja od bardzo dawna używałam odżywli Eveline, ale po dłuższym użytkowaniu moje paznokcie chyba tak bardzo się już do niej przyzwyczaiły, że po czasie kompletnie już nie działała.


Moje ostateczne zdanie na temat zestawu i ogólnie hybryd robionych w domowym zaciszu jest jak najbardziej na tak. Myślę, że warto spróbować bo efekty jakie możemy wyczarować są naprawdę ciekawe a jeśli dla Was tak jak i dla mnie zadbane dłonie są ważne tak w życiu prywatnym jak i zawodowym to hybrydy są doskonałym rozwiązaniem.

A Wy jakie zestawy macie w zaciszu własnego domu? Piszcie w komentarzach pod postem.

Ja tymczasem kończe i do następnego...

Dominika

niedziela, 16 października 2016

Paletka Cieni - The Body Shop - Down to Earth

Witam,

Ostatnio baardzo opuściłam się w postach. Dziś postanowiłam podzielić się z Wami moją opinią na temat nowych palet cieni do makijażu.


Jakiś czas temu odwiedzając stacjonarny sklep The Body Shop moją uwagę przykuły nowe palety z serii Down to Earth. Palety dostępne są w 5 różnych zestawieniach kolorystycznych. 01 Gold, 02 Brown, 03 Grey, 04 Plum i 05 Black. Paletki zawierają 4 cienie o bardzo dobrej pigmentacji i kosztują 15 funtów.

Ja wybrałam zestaw kolorystycznie z bardzo uniwersalnymi brązami oraz lekką brzoskwinią co oczywiście podkreśli tęczówkę mojego oka oraz doskonale sprawdzi się do codziennego makijażu.


Jeśli chodzi o samo opakowanie, wykonane jest bardzo solidnie z mocnego plastiku, a paletka dodatkowo wyposażona jest w dość sporych rozmiarów lusterko.

Ciekawym rozwiązaniem jest możliwość wymieniany cieni na inne i dopasowanie ich do indywidualnych preferencji każdej użytkowniczki. Jednak mimo wszystko uważam, że kolorystyka tych paletek jest bardzo dobrze przemyślana i cienie w intywidualnych paletkach bardzo ładnie ze sobą współgrają.

Pigmentacja jest bardzo dobra, można je nakładać na sucho jak również i na mokro co dodatkowo podbija ich trwałość i pigmentacje.


Każdy z cieni ma gramaturę 2.2 g co jak na cień jest całkiem sporo (w porównaniu do cieni Inglot - gramatura 1,8g), a biorąc pod uwagę ich pigmentację, możemy być pewne, że posłużą nam całkiem długi czas. Poniżej możecie zobaczyć jaka jest pigmentacja tych cieni oraz opis i swatche.


Pierwszy z cieni ma nazwę Oregon Sunstone, który ma wykończenie perłowe a jego kolor to bardzo ładny delikatny brzoskwiniowo-łososiowy. Świetnie sprawdzi się do nakładania na całą powiekę ruchomą. Dodatkowo po roztarciu bardzo subtelnie opalizuje na róż czego niestety nie udało mi się 'złapać' na zdjęciu.


Kierując się według wskazówek zegara kolejnym cieniem jest Peru Clay, który jest bardzo ładnym odcieniem kawy z mlekiem w chodnej tonacji. Jest to cień matowy, który znajdzie zastosowanie w każdym makijażu. Doskonale sprawdzi się w załamaniu powieki do budowania cienia.


Trzeci to Idaho Jasper jest to ciemny brąz w neutralnej tonacji o wykończeniu satynowym. Sprwadzi się w w zewnetrzynym kąciku, do przyciemnienia dolnej powieki a nałożony na mokro doskonale sprawdzi się do namalowania kreski.


Ostatnim cieniem jest Sienna Dust. Jest to cień z bardzo maleńkimi drobinkami. Jego kolor jest odcieniem szampańskim ale zdecydowanie w ciemniejszej tonacji. Cień ten można nakładać na środek ruchomej powieki, ale probowalam go nakładac w zewnętrzny kącik i rowniez tam bardzo ładnie się prezentuje.

Podsumowując, paletka jest bardzo dobrze wykonana z wysokiej jakości plastiku, co zdecydowanie widać na pierwszy rzut oka, w opakowaniu nic się nie zacina, nie ma żadnych niedociągnięc. Lusterko przytwierdzone jest bardzo dobrze i jest całkiem spore co również jest dużym plusem.

Same cienie są bardzo dobrej jakości i pigmentacji, przy nakładaniu nie zauważyłam osypywania się czy też pylenia. Co prawda nie mają tej mokrej konsystencji, którą osobiście bardzo lubię, ale to w żaden sposób nie umniejsza ich jakości.


Kolory w każdej z paletek skomponowane są bardzo ładnie i dopełniają się wzajemnie. Z łatwością wykonamy tą paletką makijaż dzienny jak również i makijaż wieczorowy z odrobiną błysku :) 

Zapomniałam nadniemić, że ta paletka będzie idealna do wykonania makijaży ślubnych w brzoskwiniowych tonacjach.

Na pewno pokuszę się jeszcze na kolejne paletki z tej serii i dam Wam znać jak się sprawują.

A Wy słyszałyście może już o tych paletkach, macie ktorąś z nich? Jeśli tak to jak się u Was spardzają? Piszcie w komentarzach pod postem, wszytskie opinie i spostrzeżenia z checia przeczytam.

Tymczasem do następnego...

Dominika

sobota, 8 października 2016

Makijaż: Jesienna Kreska

Witam,

Jesień w pełni wiec postanowiłam pobawić się choć troszkę makijażem. Jak wiecie jestem fanką dość subtelnych makijaży, które sprawdzą się zarówno na dzień jak i lekko zmodyfikowane na wieczór.

Tym razem rolę główną odgrywać będzie kreska, którą starałam się dopieścić z każdej strony.



Jest to kombinacja pięknych głębokich i soczystych zieleni przechodząca w miedź i zwieńczona pięknym jasnym złotym pigmentem.

W makijażu użyłam cieni i pigmentów Inglot na mokro co pozwoliło mi uzyskać bardziej ostrą kreskę i większą pigmentacje.

Pod łuk brwiowy oraz całą ruchomą powiekę pokryłam cielistym cieniem Inglot nr 353, załamanie powieki delikatnie musnęłam cieniem Makeup Geek - Hipster, który jest cieniem satynowym. 

Jak już wcześniej wspomniałam kreska to kompozycja cieni i pigmentów użytych na mokro. 

Zacznijmy od zewnętrznego kącika - tam kreska jest wykonana przy użyciu przepięknego głębokiego ciemnego matowego cienia w kolorze zielonym Inglot nr 333. Kierując się ku środkowi powieki zaczęłam delikatnie nakładać perłowy cień w tej samej tonacji, ale o jeden stopień jaśniejszy Inglot nr 418.

Środek powieki aż do wewnętrznego kącika to piękny miedziany metaliczny pigment Inglot 273, natomiast sam wewnętrzny kącik to jak zawsze olśniewający pigment Inglot nr 115.

Makijaż oka wykonany, nie jest skomplikowany, ale dał mi odrobinkę przyjemności, szczególnie sprawdzenie w jaki sposób odcienie będą się łączyć ze sobą i jaki efekt końcowy uzyskam.

Poniżej jeszcze kilka ujęć abyście mogły w pełni zobaczyć efekt oraz jak zwykle fotka produktów, których użyłam do wykonania tego makijażu.





Poniżej kolejne fotki, tym razem całej twarzy :)



Oraz fotka z kosmetykami jakich użyłam do wykonania kreski i całego oka.


Dajcie znać czy taka propozycja przypadła Wam do gustu i czy Wy również odnajdziecie się w takim zestawieniu kolorystycznym. A może Wasze makijaże jesienne opierają się zupełnie na innym aspekcie?

Pozdrawiam i do następnego...

Dominika

piątek, 15 lipca 2016

Makijaż weselny

Witam,

Dziś przychodzę do Was z makijażem jaki miałam na sobie w dniu ślubu jako gość weselny. Makijaż subtelny, ale niezwykle efektowny. Doskonale sprawdzi się na rożnego rodzaju imprezy, które mają miejsce tak w ciągu dnia jak i wieczorem.


Jako, że dawno już nie było żadnego tutorialu postanowiłam tym razem nieco się pobawić i przedstawić Wam jak go wykonałam.

Zaczynamy?


1. Pierwszym krokiem jaki zawsze wykonuje w makijażu oka jest zaznaczenie brwi oraz naniesienie waniliowego matowego cienia tuż pod łuk brwiowy oraz lekko wchodząc na załamanie. "Zabieg" ten ułatwi mi późniejsze rozcieranie innych cieni.


2. Na całą powierzchnie ruchomą nakładam przepiękny delikatny różowy cień Inglot nr 162, cień nakładam palcem delikatnie wcierając a następnie wklepując dodatkową warstwę. To da mi większą pigmentacje i wydobędzie z cienia sporo drobinek.


3. Załamanie powieki zaczynam modelować matowym dość jasnym brązem w zimnej tonacji Inglot 390, tak aby stworzyć zarys załamania powieki. To również pomoże mi zbudować ładne przejście kolorów.


4. Pogłębiam modelowanie załamania powieki oraz mocniej zaznaczam zewnętrzną cześć powieki. Tym samym cieniem zaznaczam dolną powiekę, tak mniej więcej do 2/3 i dokładnie rozcieram.


5. Na środek powieki delikatnie wklepując nakładam cudny mieniący się złotem, brzoskwinią oraz delikatnym różem pigment ( a raczej ozdobę do ciała ) Inglot nr 65, a następnie delikatnie blenduje krawędzie miedzy cieniami, tak aby zachować miękkie przejście.


6. Wewnętrzny kącik to pigment Inglot nr 115. Na linie wodną nakładam cielistą kredkę Inglot Khol nr 05, a linie rzęs przyciemniam tym samym ciemnym brązem, którego użyłam w zewnętrznym kąciku.


7. Rzęsy podkręcam zalotką, tuszuje oraz doklejam połówki sztucznych, co zagęści moje oraz pogłębi spojrzenie.

Makijaz oka mamy gotowy.






Jak Wam sie podoba?

Poniżej jak zawsze znajdziecie całą listę produktów których użyłam oraz fotkę, co ułatwi Wam wizualizacje :)

  • Cienie Inglot: 390M, 351M, 360M i 162
  • Ozdoba do ciała Inglot nr 65
  • Pigment Inglot nr 115
  • Kredka Inglot Pencil Khol nr 05
  • Tusz do rzes L'Oreal - False Lash Sculpt
  • Połówki rzes Adrell 318
  • Cień KOBO 117 Caffe Latte
  • Pomada do brwi Anastasia Beverly Hills - Dark Brown
  • Baza pod cienie Zoeva
  • Żel do brwi Makeup Revolution I Tint My Brows - Fairest
Przyznam Wam szczerze, że właśnie w takim makijażu czuje się najlepiej jeśli wiem, że mam jakieś wyjście. Według mnie jest bardzo kobiecy i zdecydowanie będzie pasował większości kobiet na rożnego rodzaju okazje.

Dajcie znać jak Wy lubicie się malować na większe wyjścia?

Tymczasem do następnego...

Dominika

wtorek, 28 czerwca 2016

Makijaż - Roses

Witam,

Mamy już początek lata, a mnie ostatnio naszło na makijaż w odcieniach brudnych róży i burgundu. Malowałam ot tak, ale nawet nie przypuszczałam, ze tak dobrze będę się czuła w takich odcieniach i śmiało mogę nosić takie kolory w codziennym makijażu. Zdjęcie nie oddaje tego, ale nie przypuszczałam ze takie cieniowanie i blendowanie na około oka oraz zestawienie kolorów tak bardzo uwypukli mój niebieski kolor tęczówki. 


W tym makijażu użyłam przeważającej ilości cieni z Makeup Geek, których jak wiecie jestem fanką i uważam, że są świetnej jakości, ostatnio również upatrzyłam sobie pigment Inglot 119, który jest tak uniwersalny, że świetnie sprawdza się w połączeniu neutralnych brązów takich jak w moim wcześniejszym makijażu jak i w połączeniu z różami.

Bazą pigmentu jest ciemny beż, ale ponieważ opalizuje na złoto, różowy i jak większość pigmentów Inglot jest wielowymiarowy. Świetnie wpasowuje się w rożne zestawienia kolorystyczne oraz tak makijaże dzienne jak i wieczorowe.



Po krótce przedstawię Wam sposób w jaki nakładałam cienie i gdzie mniej więcej je rozmieściłam. Całą ruchomą powiekę pokryłam bardzo jasnym beżowym delikatnie satynowym cieniem MUG Vanilla Bean, co sprawiło, że powierzchnia oka optycznie stała się powiększona. Zabieg ten również ułatwia późniejsze rozcieranie innych cieni. Obszar ruchomej powieki tuż nad załamaniem pokryłam bardzo delikatnym brudnym różem MUG Cinderella z delikatnymi drobinkami i dobrze roztarłam tworząc mgiełkę koloru. Samo załamanie to matowy brudny róż MUG Cupcake. Zewnętrzny kącik to mieszanka pięknego burgundu o perłowym wykończeniu oraz matowej ciemnej śliwki - oczywiście z takimi kolorami trzeba bardzo uważać bo niestety można zrobić sobie krzywdę, przy nie umiejętnym nałożeniu i złym roztarciu.

Wisienką na torcie jest mój ostatni ulubieniec pigment Inglot 119, nałożony na środek powieki, delikatnie roztarty, który przepięknie się mieni kolorami delikatnego złota, różu - coś pięknego...


Wewnętrzny kącik to Duochrome z Makeup Geek - I'm Peachless który opalizuje na brzoskwiniowy (zamiennikiem tego cienia jest pigment KOBO 505 Sea Shell ). Dolna powieka to kombinacja cienia Cupcake, duochromu oraz bardzo ciepłego czekoladowego cienia Cocobear.

W zewnętrznym kąciku dokleiłam jeszcze polówki rzęs Eylure - Fleur Loves, które dodatkowo zagęszczą rzęsy i nadadzą spojrzeniu tego czegoś :)


Poniżej znajdziecie listę wszystkich produktów jakich użyłam w makijażu oka:
  • Pigment Inglot 119
  • Cienie MUG - Cinderella, Cupcake, I'm Peachless, Cocoa Bear, Vanilla Bean, Burlesque
  • Cień KOBO - 114 Aubergine
  • Pigment MUG - Satellite
  • Pomada do brwi Anastasia Beverly Hills - Dark Brown
  • Żel do brwi - Makeup Revolution - I love My tint - Fairest
  • Maskara - L'Oreal False Lash Sculpt
I co sądzicie o takim zestawieniu kolorystycznym? Mnie osobiście się bardzo podoba :)

Piszcie w komentarzach pod postem i do następnego...

Dominika

piątek, 3 czerwca 2016

Recenzja: Bodetko Lash

Witam,

Dziś przychodzę do Was z recenzją odżywki, którą zdecydowałam się zakupić i poużywać przez dłuższy czas.


Już od dłuższego czasu nosiłam się z zamiarem zakupu jakiejś dobrej odżywki do rzęs, ale nie bardzo wiedziałam na czym mam się skupić. Na rynku jest całkiem spora oferta odżywek, ale czy na pewno są warte swej ceny i czy spełnią moje oczekiwania? Przejrzałam sporo blogów i rożnych recenzji na Youtube i po dłuższym przemyśleniu zdecydowałam się na Bodetko Lash. Link do sklepu znajdziecie TUTAJ

Wiele słyszałam dobrego o tej odżywce i że pierwsze efekty widać już po mniej więcej miesiącu stosowania. 

Zacznę może od tego dlaczego właściwie zdecydowałam się na jakąkolwiek odżywkę (czy serum jak kto woli). Nie mogę powiedzieć żeby moje rzęsy były rzadkie, krótkie, bo tak nie jest, są ok ale chciałam je lekko wzmocnić, zagęścić. A jeśli do tego udałoby mi się uzyskać efekt dłuższych rzęs to już w ogóle byłabym w niebo wzięta.


Nie chciałam również zagęszczać ich 3 do 1 czy cokolwiek podobnego, bo jakoś to do mnie nie przemawia. Miałabym ciągłe poczucie, że mam doklejone sztuczne i czułabym się nieswojo - po prostu sztucznie. Tym bardziej że przy naturalnych rzęsach zawsze mogę dokleić kępki lub cały pasek, takich na jakie mam w danej chwili ochotę i mogę modelować moje oko jak chce. Sztuczne zagęszczenie nie dałoby mi chyba tej możliwości (jeśli się mylę to mnie poprawcie :) )

Tak czy siak, zdecydowałam się na serum-odżywkę i mój wybór padł na Bodetko Lash. Na stronie producenta kupiłam mniejszą wersję tego produktu, bo nie chciałam wydawać na raz ok 150zl. i nie byłam pewna czy w moim przydatku ten prodkct zadziała i przyniesie mi oczekiwane rezultaty.

Sama transakcja przebiegła bardzo sprawnie i już na drugi dzień produkt został wysłany do mnie. Dodatkowym plusem był fakt, że nie zapłaciłam za przesyłkę - a jak wiecie mieszkam w Wielkiej Brytanii, -wiec śmiało mogę to potraktować jako dodatkowy bonus.

Po tygodniu odżywka była już u mnie w domu. Byłam bardzo podekscytowana i chciałam jak najszybciej zacząć jej używać :) wiec szybko zmyłam makijaż, oczyściłam twarz i zabrałam się do nakładania serum :)

Odżywka przychodzi do nas w kartonowym opakowaniu, które (wg mnie) daje wrażenie, że kupiło się coś bardzo ekskluzywnego.


Producent oferuje nam dwie pojemności odżywki 1.5ml i 3ml. Koszt mniejszej pojemności to 89zl oraz 149zl za 3ml.

Samo serum zamknięte jest w pojemniczku przypominającym kałamarz (takie same pojemniczki mają eyelinery w płynie), a końcówka zakończona jest cieniutkim pędzelkiem, który ułatwia aplikacje.


Poniżej możecie zobaczyć jak wyglądały moje rzęsy przed zaczęciem kuracji. Jak widzicie nie było tragedii ( na pierwszym zdjęciu), ale mimo wszystko chciałam coś "podrasować" :)



Aplikacja jest dziecinnie prosta, jedyne o czym musimy pamiętać to systematyczność oraz to żeby nakładać odżywkę na oczyszczone powieki wzdłuż linii rzęs tuż przy ich nasadzie. Ja osobiście maczam jeszcze pędzelek i dodatkowo przeciągam nim od spodu powieki.

Osobiście nie odczułam żadnego dyskomfortu przy aplikacji, nic mnie nie piekło ani nie uczuliło. 

Czy działa?... według mnie TAK!!! mogę śmiało powiedzieć że już po 5 tygodniach zauważyłam różnice.

Pierwsza faza to było zagęszczenie, bez jakiegoś efektu WOW. Rzęsy stały się mocniejsze i zauważyłam że stopniowo zaczęło pojawiać się bardzo dużo nowych włosków.

Dopiero po upływie mniej więcej 7 tygodni efekt zaczął być coraz bardziej widoczny. Rzęsy zaczęły być ciemniejsze, gęstsze oraz znacznie bardziej wydłużone.

Jedyne co mnie niego denerwuje to to, że na prawej powiece w zewnętrznym kąciku rzęsy jak na razie rosną intensywniej kępkami i są powykręcane w rożne strony, co zdecydowanie utrudnia ich malowanie. Na szczęście czytając opinie innych użytkowniczek ponoć jest to etap przejściowy i później wszystko powinno się wyrównać.

Po 2 miesiącach stosowania jestem bardzo, bardzo zadowolona z efektów i nadal będę używała tej odżywki bo dostaje teraz bardzo dużo pozytywnych komentarzy dotyczących moich rzęs :)

Poniżej możecie zobaczyć jak moje rzęsy wyglądają obecnie po 2 miesiącach stosowania serum Bodetko Lash.



A tak prezentują się w obecnej chwili z tuszem oraz podkręcone zalotką. Mam nadzieję, że widzicie różnicę bo ja zdecydowanie ją widzę i jak już wcześniej wspomniałam bardzo jestem zadowolona z efektów.


Dajcie znać czy miałyście już tą odżywkę i jak się u Was sprawdziła. A może skusiłam Was do zakupu Bodetko?

Serdecznie dziękuje Wam za czas który poświęcacie na odwiedziny mojego bloga i do następnego...

Dominika
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...